Ten rozdział dedykuję.. wszystkim.
Jesteście tutaj, czytacie, komentujecie. To dzięki wam mam siłę aby pisać. To dzięki wam pojawił się każdy następny rozdział.
DZIĘKUJĘ ♥
Życie jest szaloną drogą pełną niebezpieczeństw. Ale kiedy już uda nam się pominąć chociaż jedną przeszkodę jesteśmy szczęśliwi i odzyskujemy siły. Jesteśmy pełni gotowości by jechać dalej. Takie już jest życie. Pełne niebezpieczeństw, nadziei i ludzi starających się by przejść przez wszystko z uśmiechem na ustach.
***
- To wszystko? - zapytała podając chłopakowi kanapkę.
- Nie zupełnie. - powiedział tajemniczo.
Westchnęła i pokręciła głową z niedowierzeniem.
- W takim razie co jeszcze?
- Masz ze mną zaśpiewać.
- Co?! - zakrztusiła się kęsem swojej kanapki.
- Zaśpiewać.
- Nie. Ja nie umiem, nie chcę. - jej oczy delikatnie się zaszkliły. Usiadła obok przyjaciela i zaczęła gorzko płakać.
- Ej, Lu.. Co jest? Powiedziałem coś nie tak..? - mocno objął przyjaciółkę.
- Nie, nic.. nie chcę o tym mówić. - powiedziała i jeszcze bardziej wtuliła się w szatyna.
- Możesz mi zaufać. Wiesz, że nikomu nie powiem.
- Boję się.. - załkała cicho.
- Jak mi opowiesz poczujesz ulgę.
- Dobrze..
Jak co rano wstałam z łóżka i pobiegłam do sypialni rodziców. Droga zajmowała mi jakieś 5 minut, bo mieliśmy ogromny dom, był niemalże wielki jak pałac królewski. Kiedy weszłam do pokoju nie było tam nikogo. Pomyślałam, że jedzą już śniadanie więc pobiegłam na parter i zajrzałam do pomieszczenia. Pusto. Przestraszyłam się trochę. Usłyszałam piękną muzykę w ogrodzie. Pobiegłam tam i zobaczyłam mamę grającą na pianinie. Podbiegłam i zaczęłam śpiewać. Doskonale znałam tą melodię. Potem razem poszliśmy na śniadanie. Mama chciała ogłosić coś ważnego. Wstała i powiedziała, że wyjeżdża w trasę koncertową. Bardzo się z tatą cieszyliśmy. Kiedy mama wyjechała było mi smutno, ale wiedziałam, że ona jest szczęśliwa. Tata też był jakiś inny. Potem kiedy mama już miała wrócić.. miała wypadek. Zginęła. Tata się załamał. Zaczął pić.. Bił mnie.. nie wiedziałam czemu.. w końcu tata roztrwonił cały majątek. Wylądowaliśmy w małym mieszkaniu. Resztę historii znasz.
- Przykro mi.. nie wiedziałem..
- Wiem, że nie wiedziałeś.
- Czyli żyłaś jak księżniczka..
- Trochę tak.
- Ale.. skoro miałaś taki piękny głos nie powinnaś marnować talentu.
- Ale ja się boję..
- Spokojnie, nic ci się nie stanie.
***
Czasami wspomnienia są bardziej bolesne niż rzeczywistość. Dopiero z czasem dociera do nas jaka tragedia się stała. I wtedy nie możemy się pozbierać. Pomimo upływu czasu wciąż nie możemy się otrząsnąć.
***
Leżąc w łóżku przyglądała się jego zdjęciu. Od czasu rozstania to stało się jej rutyną. Jego zdjęcia były wszędzie w jej pokoju. Pod poduszką, na szafce nocnej, na parapecie, w szafach. Wszędzie. To co, że chciała zapomnieć? Po prostu nie potrafi. To wcale nie jest takie łatwe jak się może wydawać. Nawet największe starania nie pomogą. Nie da się i tyle.
Jeszcze raz mu się przyjrzała i zamknęła oczy odchodząc do krainy Morfeusza.
***
Wróciła do domu po cichutku zamykając drzwi. Zdjęła buty, żeby nie hałasować i poszła do pokoju. Pomyślała, że brat jej nie nakrył, ale bardzo się myliła..
Zamknęła drzwi i na palcach doszła do szafy. Wzięła piżamę i poszła do łazienki.
Kiedy wyszła podeszła do łóżka i już chciała się położyć kiedy usłyszała ciche chrząknięcie. Odwróciła się i światło się zapaliło. Przy drzwiach stał Luca.
- No pięknie. - szepnęła przerażona.
***
- Fede, wiesz że nie musisz tego ro..
- Muszę. Nie marudź tylko wsiadaj. - przerwał jej i zaśmiał się widząc jej wkurzoną minę.
Wsiadła do taksówki i zamknęła drzwi.
- Dokąd? - zapytał uśmiechnięty taksówkarz.
- Ulica Waszyngtona 39d.
- Mieszkasz na ulicy Waszyngtona zdziwiła się blondynka.
- Coś ci nie pasuje?
- Nie, tylko wiesz..
- Tylko co?
- Nie ważne.
Droga minęła bardzo szybko. Za oknami samochodu było widać szalejącą burzę. Deszcz lał jak z cebra. Federico podał taksówkarzowi pieniądze i razem z Ludmiłą wysiedli z samochodu. Szybko pobiegli do mieszkania Włocha.
- Wiesz, że to nienormalne? Jest po północy.
- Musisz wypełnić zadanie.
Szatyn usiadł przy fortepianie i zaczął grać doskonale znaną im melodię. Po chwili zaczął śpiewać i gestem ręki zachęcił do tego blondynkę. Zaczęła cichutko nucić pod nosem.
***
- Francesca! Co ty sobie wyobrażasz! Nie możesz w środku nocy wychodzić bez mojej zgody!
- Nie jesteś moją matką!
- Nie masz prawa tak o niej mówić!
- Bo co?!
- Masz szlaban! Miesiąc bez telewizji i zakaz wychodzenia na zewnątrz bez mojej zgody! A teraz masz iść spać! - krzyczał coraz głośniej. Potem wyszedł z pokoju głośno trzaskając drzwiami.
Brunetka nie mogła zasnąć. Wciąż nie wierzyła, że Luca tak ją potraktował. Już nie długo będzie pełnoletnia, a brat traktuje ją jak 5-latkę. Uważa, że nie umie sobie poradzić. Czas to zmienić. Podjęła pochopną decyzję. Wzięła ubrania i z powrotem je na siebie założyła. Wzięła walizkę i wpakowała w nią wszystko co miała. Było tego niewiele. Założyła buty i płaszczyk. Za oknem lało. Wzięła torebkę i schowała do niej telefon i portfel. Wzięła do ręki kartkę i długopis. Po chwili zastanowienie nabazgrała kilka słów:
Udowodnię Ci, że jestem samodzielna. Nie szukaj mnie - i tak nie znajdziesz.
Położyła papier na łóżku i otworzyła okno. Wiedziała, ze Luca na pewno schował klucz. Na szczęście miała drzewo obok okna. Jak najciszej spuściła walizkę. Potem wyszła na gałąź i przymknęła okno. Zeszła na ziemię i chwyciła do ręki walizkę. Przeszła kilka ulic i zadzwoniła po taksówkę. Po 5 minutach siedziała już w samochodzie.
- Do dokąd jedziemy? - usłyszała miły głos kierowcy.
- Yyy.. Waszyngtona 39d - powiedziała po chwili namysłu. Przecież Fede ją na pewno przyjmie.
Po chwili była na miejscu. Zapłaciła taksówkarzowi i wzięła walizkę. Poszła do budynku w którym mieszkał Federico. Podeszła do drzwi. Słyszała w środku muzykę.. i śpiew. Zdziwiło ją to, że tak późno jej przyjaciel śpiewa. Zadzwoniła do drzwi.
***
- Lu! To było piękne! - powiedział.
- Dziękuję. - zarumieniła się i spuściła wzrok na swoje stopy.
- Ślicznie wyglądasz jak się rumienisz.
- Ym.. dziękuję. - powiedziała, a jej policzki przybrały jeszcze mocniejszy odcień czerwieni.
- Nie ma za co. To prawda.
- Em.. ja chyba muszę już wracać.
- Myślisz, że cię teraz puszczę do domu? Jest późno i pada deszcz. Zostań. Prześpię się na kanapie.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale.
- Okey, LECZ mam jeden warunek.
- Hmm... jaki?
- To ja śpię na kanapie.
- Nie.
- W takim razie idę.
- Nie.
- Nie zmusisz mnie.
- Założymy się? - powiedział i podbiegł do niej. Zaczął ją łaskotać.
- Fe..de pro..szczę puść.. mnie!
- Ja śpię na kanapie?
- O..key..
- To zgoda. - powiedział i się odsunął.
- Ale.. ja nie mam w czym spać.
- Poczekaj chwilę.
Fede wyszedł, a po chwili wrócił z rozciągniętą koszulką
- Może być?
- Da radę. - zaśmiała się i wzięła materiał do ręki.
- W łazience znajdziesz ręcznik na półce obok prysznica.
- Dzięki. - uśmiechnęła się i poszła do łazienki.
Po kilkunastu minutach wróciła przebrana w "piżamę". Kanapa była już rozłożona, a na niej były poduszki i kołdra. Na widok blondynki Włoch się uśmiechnął.
- Poczekaj. Nie wiem, pooglądaj sobie telewizję. Ja idę wziąć prysznic.
- Ym.. okey.
Dziewczyna usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Akurat leciał jakiś film. Po kilku minutach zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Lu, możesz otworzyć!? - krzyknął Fede.
Blondynka wstała i ruszył dr drzwi. Otworzyła i zauważyła czarnowłosą dziewczynę.
Po kilku sekundach Fede w samych bokserkach wycierając włosy pojawił się za Ludmiłą.
- O, cześć Fran. - uśmiechnął się i podszedł do przyjaciółki.
- Lu, to jest Francesca. Fran, to jest Ludmiła.
- Ymm.. Cześć. - powiedziała Lu lekko się uśmiechając.
- Hej.
- Po co przyszłaś o takiej porze? - zdziwił się Włoch.
- Uciekłam z domu.
- CO?!
- Uciekłam.
- Czemu?
- Nie ważne. Przygarniesz mnie na kilka dni?
- Jasne, wchodź.
Francesca weszła do mieszkania i usiadła na kanapie.
- Fede, ja chyba jedna pójdę. Nie ma tu miejsca, na pewno złapię taksówkę.. - zaczęła Ludmiła.
- Nie. Zostań! Obiecałaś mi!
- Fede, nie.. Francesca nie będzie miła gdzie spać..
- Mną się nie martw! Prześpię się na kanapie. - krzyknęła Francesca
- Ale Fede ty mia..
- Nadmucham materac. Lu, nie martw się.
- Nie. Nie będziesz spał na materacu dlatego, że zajęłam ci łóżko.
- Lu, to nic takiego.
- Ale to nie będzie fair wobec ciebie!
- Możesz przestać się zamartwiać? - zapytał znudzonym głosem.
- Nie umiem.
- Zostajesz, koniec, kropka! Nic się nie stanie jak raz się prześpię na kanapie. Zawsze byłaś taka nadopiekuńcza?
- Taka już moja natura. - zaśmiali się i podeszli do Francescy.
♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦
I oto krótki rozdział, który miał być długi i dopracowany do perfekcji.
Przepraszam za to coś wyżej z zupełnie nie pasującym tytułem.
Może dlatego, że wszyscy na około, (łącznie z osobami czytającymi tego bloga, ale nie tylko) mnie ignorują? To z pewnością jeden z głównych powodów.
Drugi jest taki, że mam dość. Straciłam na wszystko wenę. Nawet na grafikę. Czuję jakbym niczego nie umiała. To minie? Mam nadzieję, że tak. Puki co to co piszę będzie wyglądało mniej więcej tak. I nie będzie często.
Ale chociaż "prawie" Fedemiłka jest xD
Ta.. xd
Julia ;*
- Ej, Lu.. Co jest? Powiedziałem coś nie tak..? - mocno objął przyjaciółkę.
- Nie, nic.. nie chcę o tym mówić. - powiedziała i jeszcze bardziej wtuliła się w szatyna.
- Możesz mi zaufać. Wiesz, że nikomu nie powiem.
- Boję się.. - załkała cicho.
- Jak mi opowiesz poczujesz ulgę.
- Dobrze..
Jak co rano wstałam z łóżka i pobiegłam do sypialni rodziców. Droga zajmowała mi jakieś 5 minut, bo mieliśmy ogromny dom, był niemalże wielki jak pałac królewski. Kiedy weszłam do pokoju nie było tam nikogo. Pomyślałam, że jedzą już śniadanie więc pobiegłam na parter i zajrzałam do pomieszczenia. Pusto. Przestraszyłam się trochę. Usłyszałam piękną muzykę w ogrodzie. Pobiegłam tam i zobaczyłam mamę grającą na pianinie. Podbiegłam i zaczęłam śpiewać. Doskonale znałam tą melodię. Potem razem poszliśmy na śniadanie. Mama chciała ogłosić coś ważnego. Wstała i powiedziała, że wyjeżdża w trasę koncertową. Bardzo się z tatą cieszyliśmy. Kiedy mama wyjechała było mi smutno, ale wiedziałam, że ona jest szczęśliwa. Tata też był jakiś inny. Potem kiedy mama już miała wrócić.. miała wypadek. Zginęła. Tata się załamał. Zaczął pić.. Bił mnie.. nie wiedziałam czemu.. w końcu tata roztrwonił cały majątek. Wylądowaliśmy w małym mieszkaniu. Resztę historii znasz.
- Przykro mi.. nie wiedziałem..
- Wiem, że nie wiedziałeś.
- Czyli żyłaś jak księżniczka..
- Trochę tak.
- Ale.. skoro miałaś taki piękny głos nie powinnaś marnować talentu.
- Ale ja się boję..
- Spokojnie, nic ci się nie stanie.
***
Czasami wspomnienia są bardziej bolesne niż rzeczywistość. Dopiero z czasem dociera do nas jaka tragedia się stała. I wtedy nie możemy się pozbierać. Pomimo upływu czasu wciąż nie możemy się otrząsnąć.
***
Leżąc w łóżku przyglądała się jego zdjęciu. Od czasu rozstania to stało się jej rutyną. Jego zdjęcia były wszędzie w jej pokoju. Pod poduszką, na szafce nocnej, na parapecie, w szafach. Wszędzie. To co, że chciała zapomnieć? Po prostu nie potrafi. To wcale nie jest takie łatwe jak się może wydawać. Nawet największe starania nie pomogą. Nie da się i tyle.
Jeszcze raz mu się przyjrzała i zamknęła oczy odchodząc do krainy Morfeusza.
***
Wróciła do domu po cichutku zamykając drzwi. Zdjęła buty, żeby nie hałasować i poszła do pokoju. Pomyślała, że brat jej nie nakrył, ale bardzo się myliła..
Zamknęła drzwi i na palcach doszła do szafy. Wzięła piżamę i poszła do łazienki.
Kiedy wyszła podeszła do łóżka i już chciała się położyć kiedy usłyszała ciche chrząknięcie. Odwróciła się i światło się zapaliło. Przy drzwiach stał Luca.
- No pięknie. - szepnęła przerażona.
***
- Fede, wiesz że nie musisz tego ro..
- Muszę. Nie marudź tylko wsiadaj. - przerwał jej i zaśmiał się widząc jej wkurzoną minę.
Wsiadła do taksówki i zamknęła drzwi.
- Dokąd? - zapytał uśmiechnięty taksówkarz.
- Ulica Waszyngtona 39d.
- Mieszkasz na ulicy Waszyngtona zdziwiła się blondynka.
- Coś ci nie pasuje?
- Nie, tylko wiesz..
- Tylko co?
- Nie ważne.
Droga minęła bardzo szybko. Za oknami samochodu było widać szalejącą burzę. Deszcz lał jak z cebra. Federico podał taksówkarzowi pieniądze i razem z Ludmiłą wysiedli z samochodu. Szybko pobiegli do mieszkania Włocha.
- Wiesz, że to nienormalne? Jest po północy.
- Musisz wypełnić zadanie.
Szatyn usiadł przy fortepianie i zaczął grać doskonale znaną im melodię. Po chwili zaczął śpiewać i gestem ręki zachęcił do tego blondynkę. Zaczęła cichutko nucić pod nosem.
***
- Francesca! Co ty sobie wyobrażasz! Nie możesz w środku nocy wychodzić bez mojej zgody!
- Nie jesteś moją matką!
- Nie masz prawa tak o niej mówić!
- Bo co?!
- Masz szlaban! Miesiąc bez telewizji i zakaz wychodzenia na zewnątrz bez mojej zgody! A teraz masz iść spać! - krzyczał coraz głośniej. Potem wyszedł z pokoju głośno trzaskając drzwiami.
Brunetka nie mogła zasnąć. Wciąż nie wierzyła, że Luca tak ją potraktował. Już nie długo będzie pełnoletnia, a brat traktuje ją jak 5-latkę. Uważa, że nie umie sobie poradzić. Czas to zmienić. Podjęła pochopną decyzję. Wzięła ubrania i z powrotem je na siebie założyła. Wzięła walizkę i wpakowała w nią wszystko co miała. Było tego niewiele. Założyła buty i płaszczyk. Za oknem lało. Wzięła torebkę i schowała do niej telefon i portfel. Wzięła do ręki kartkę i długopis. Po chwili zastanowienie nabazgrała kilka słów:
Udowodnię Ci, że jestem samodzielna. Nie szukaj mnie - i tak nie znajdziesz.
Położyła papier na łóżku i otworzyła okno. Wiedziała, ze Luca na pewno schował klucz. Na szczęście miała drzewo obok okna. Jak najciszej spuściła walizkę. Potem wyszła na gałąź i przymknęła okno. Zeszła na ziemię i chwyciła do ręki walizkę. Przeszła kilka ulic i zadzwoniła po taksówkę. Po 5 minutach siedziała już w samochodzie.
- Do dokąd jedziemy? - usłyszała miły głos kierowcy.
- Yyy.. Waszyngtona 39d - powiedziała po chwili namysłu. Przecież Fede ją na pewno przyjmie.
Po chwili była na miejscu. Zapłaciła taksówkarzowi i wzięła walizkę. Poszła do budynku w którym mieszkał Federico. Podeszła do drzwi. Słyszała w środku muzykę.. i śpiew. Zdziwiło ją to, że tak późno jej przyjaciel śpiewa. Zadzwoniła do drzwi.
***
- Lu! To było piękne! - powiedział.
- Dziękuję. - zarumieniła się i spuściła wzrok na swoje stopy.
- Ślicznie wyglądasz jak się rumienisz.
- Ym.. dziękuję. - powiedziała, a jej policzki przybrały jeszcze mocniejszy odcień czerwieni.
- Nie ma za co. To prawda.
- Em.. ja chyba muszę już wracać.
- Myślisz, że cię teraz puszczę do domu? Jest późno i pada deszcz. Zostań. Prześpię się na kanapie.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale.
- Okey, LECZ mam jeden warunek.
- Hmm... jaki?
- To ja śpię na kanapie.
- Nie.
- W takim razie idę.
- Nie.
- Nie zmusisz mnie.
- Założymy się? - powiedział i podbiegł do niej. Zaczął ją łaskotać.
- Fe..de pro..szczę puść.. mnie!
- Ja śpię na kanapie?
- O..key..
- To zgoda. - powiedział i się odsunął.
- Ale.. ja nie mam w czym spać.
- Poczekaj chwilę.
Fede wyszedł, a po chwili wrócił z rozciągniętą koszulką
- Może być?
- Da radę. - zaśmiała się i wzięła materiał do ręki.
- W łazience znajdziesz ręcznik na półce obok prysznica.
- Dzięki. - uśmiechnęła się i poszła do łazienki.
Po kilkunastu minutach wróciła przebrana w "piżamę". Kanapa była już rozłożona, a na niej były poduszki i kołdra. Na widok blondynki Włoch się uśmiechnął.
- Poczekaj. Nie wiem, pooglądaj sobie telewizję. Ja idę wziąć prysznic.
- Ym.. okey.
Dziewczyna usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Akurat leciał jakiś film. Po kilku minutach zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Lu, możesz otworzyć!? - krzyknął Fede.
Blondynka wstała i ruszył dr drzwi. Otworzyła i zauważyła czarnowłosą dziewczynę.
Po kilku sekundach Fede w samych bokserkach wycierając włosy pojawił się za Ludmiłą.
- O, cześć Fran. - uśmiechnął się i podszedł do przyjaciółki.
- Lu, to jest Francesca. Fran, to jest Ludmiła.
- Ymm.. Cześć. - powiedziała Lu lekko się uśmiechając.
- Hej.
- Po co przyszłaś o takiej porze? - zdziwił się Włoch.
- Uciekłam z domu.
- CO?!
- Uciekłam.
- Czemu?
- Nie ważne. Przygarniesz mnie na kilka dni?
- Jasne, wchodź.
Francesca weszła do mieszkania i usiadła na kanapie.
- Fede, ja chyba jedna pójdę. Nie ma tu miejsca, na pewno złapię taksówkę.. - zaczęła Ludmiła.
- Nie. Zostań! Obiecałaś mi!
- Fede, nie.. Francesca nie będzie miła gdzie spać..
- Mną się nie martw! Prześpię się na kanapie. - krzyknęła Francesca
- Ale Fede ty mia..
- Nadmucham materac. Lu, nie martw się.
- Nie. Nie będziesz spał na materacu dlatego, że zajęłam ci łóżko.
- Lu, to nic takiego.
- Ale to nie będzie fair wobec ciebie!
- Możesz przestać się zamartwiać? - zapytał znudzonym głosem.
- Nie umiem.
- Zostajesz, koniec, kropka! Nic się nie stanie jak raz się prześpię na kanapie. Zawsze byłaś taka nadopiekuńcza?
- Taka już moja natura. - zaśmiali się i podeszli do Francescy.
♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦
I oto krótki rozdział, który miał być długi i dopracowany do perfekcji.
Przepraszam za to coś wyżej z zupełnie nie pasującym tytułem.
Może dlatego, że wszyscy na około, (łącznie z osobami czytającymi tego bloga, ale nie tylko) mnie ignorują? To z pewnością jeden z głównych powodów.
Drugi jest taki, że mam dość. Straciłam na wszystko wenę. Nawet na grafikę. Czuję jakbym niczego nie umiała. To minie? Mam nadzieję, że tak. Puki co to co piszę będzie wyglądało mniej więcej tak. I nie będzie często.
Ale chociaż "prawie" Fedemiłka jest xD
Ta.. xd
Julia ;*
A, porąbany ten Blogger -.-
OdpowiedzUsuńNo nieważne. Jestem już i przepraszam za spóźnienie, ale były problemy z kontem.
Rozdział wyszedł Ci całkiem spoko, więc nie rozumiem czemu piszesz, że jest do kitu. Nie będę się rozpisywać, bo otwieram zepsuty tablet i niestety nie mam za użo czasu.
Pozdrawiam i dużo veny Ci życzę :)
Zgodzę się z tb -,-
UsuńBo taki jest xd
Dziękuję ;*
Wrócę tu ;*
OdpowiedzUsuńWITAJ KOCHANIEE!!!!! :DDD
UsuńI CHOĆ PISZĘ TUTAJ CHYBA DRUGIEGO KOMA (BO PIERWSZY BYŁ TEN U GÓRY) TO MUSI BYĆ ON WSPANIAŁY XD
WIĘC DLATEGO JEST PISANY CAPSEM...
TA WIEM...
DZIWNA JA.
NO DOBRA! A TERAZ LECĘ CZYTAĆ ROZDZIAŁ, BAJOS ;**
JPRDL. ALE ZAJEBISTY ROZDZIAŁ *O* I MOGŁAM BYM SIĘ W KOŃCU ZASTANOWIĆ NAD SWYM SŁOWNICTWEM... EEEHHH ;/// XD
UUUUUUUU.... FRANCESCA MA SZLABAN... XDD ŻEBY TYLKO GO ZACZĘŁA PRZESTRZEGAĆ... XDDDD
LUDMI ZAŚPIEWAŁA Z FEDE? ;D
OŁ JEA!
a TERAZ WYBACZ...
STARAM SIĘ NAPISAĆ ROZDZIAŁ I NIE MOGĘ SIĘ NA NICZYM SKUPIĆ, WIĘC JEST KRÓTKO ;X
CZEKAM NA NEXTA ;*********
TE QUIERO MUCHO <333
JULSON